Szczepan Twardoch – „Pokora”

Po Królu i Królestwie przyszedł czas na Pokorę. Intrygująca okładka zdaje się skrywać równie wyjątkową historię. Tak w istocie jest, chociaż po przeczytaniu całości, mam mieszane uczucia, które trudno jednoznacznie opisać. Z jednej strony książkę dobrze mi się czytało, przedstawiona historia mnie wciągnęła, porusza wiele trudnych tematów. Z drugiej strony postać głównego bohatera traciła w moich oczach z każdą kolejną stroną. I to rzutowało na całość.

„Pokora“ to rozważania o wojnie, własnej tożsamości i zagubieniu zwykłego człowieka. To smutny obraz bohatera, który jest marionetką w rękach innych. Cel swojego życia upatrujący w kobiecie, która wykorzystuje go i poniża, tak samo jak jego prześladowcy. Przez to można odnieść wrażenie, że Alois Pokora jest z góry skazany na porażkę. Tym bardziej uderza w czytelnika, jak się z takim losem godzi i akceptuje, płynąc na fali wydarzeń.

Polecam, chociaż to lektura wymagająca. Nie poprawi Wam humoru. Prędzej postawi w obliczu bezradności i rozczarowania.

Lucy Maud Montgomery – „Anne z Zielonych Szczytów”

Pewne książki trzeba czytać w odpowiednim wieku. Jeśli nie trafi się w moment, dany tytuł nie ma już takiej siły oddziaływania, jaką przewiduje jej autorka lub autor. Podobne odczucia mam w przypadku Anne. Kiedy byłam dzieckiem, bardzo popularne były filmy z tą postacią, szybko polubiłam rudą Anię. Jednak w tamtym momencie nie sięgnęłam po książki, co teraz, z perspektyw czasu, uważam za swój błąd.

Zrobiłam to wiele lat później, ale oblicze Ani/Anne wciąż ma twarz Megan Follows. Przyznam się bez bicia: pierwsze pół książki Anne niezmiernie mnie irytowała. Bierze się to z prostej przyczyny, nie patrzę na nią jak na „koleżankę”, jak w dzieciństwie, ale jak osoba dorosła na dziecko. W tym bliżej mi do Marilli. I z takiej perspektywy gadulstwo i pomysły Anne, jeżą włos na głowie niejednego dorosłego.

Przygody Anne przeczytałam w nowym tłumaczeniu, choć często w duchu myślałam sobie imionami spolszczonymi, znanymi z filmów. I szczerze? Nie robiło mi to żadnej różnicy. Polubiłam bohaterów za ich osobowości, nie imiona. A wyobrażenia na temat zielonych wzgórz/zielonych szczytów każdy ma własne. Chyba że ktoś oglądał film, wtedy ten dom i okolica wygląda właśnie tak.

W trakcie czytania coraz bardziej wciągnęłam się w historię Anne Shirley i z pewnością sięgnę po kolejne części.

Polecam, głównie dla dzieci i młodzieży (choć z umiarem, bo w tej części jest za dużo pomysłów na różne wybryki), choć dla części dorosłych może być to pewna nostalgiczna podróż w okres dzieciństwa.

Fannie Flagg – „Smażone zielony pomidory”

Po raz kolejny przekonałam się, że niepotrzebnie omijam klasykę literatury i kultowe powieści. Przyznam, że od razu kojarzą mi się one albo z czymś sztywnym, niemal pompatycznym, albo z czymś niezrozumiałym i nieprzystającym do naszych czasów. Smażone zielone pomidory zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. W przystępnej i ciekawej historii pojawiają się różne tematy. Ważne tematy przemycone są w tak prosty i oczywisty sposób, że czytelnik nie zostaje nimi przytłoczony. Autorka pisze lekko i przyjemnie, już od pierwszych stron porywa nas do Whistle Stop Café.

Z pewnością mocną stroną tej powieści są różnorodni bohaterowie, których stopniowo poznajemy. I szczerze powiem, bardzo szybko zyskują naszą sympatię. Ich historie często okazują się mieć drugie czy trzecie dno. Z niektórymi nie można się nudzić, wręcz konie kraść, z innymi zaś dobrze by się porozmawiało przy herbacie. Wszyscy sprawiają, że Whistle Stop Café to miejsce wyjątkowe.

Po przeczytaniu książki miałam dziwne wrażenie lekkości i pozytywnej energii. Życzyłabym sobie, żeby więcej tytułów potrafiło wywoływać u mnie takie odczucia. Następnym razem spojrzę na książki Fannie Flagg cieplejszym okiem, a to wszystko dzięki Dyskusyjnemu Klubowi Książki, który jak zwykle mnie zmotywował!

Zdecydowanie polecam!